Czyli wpis z cyklu "Polka za granicą narzeka" :)
(tak tak, już się mentalnie zobowiązuję do wyliczanki "co mi się tu
podoba", żeby nie było, że marudzę, że trawa gdzie indziej zieleńsza
itd, itp:) )
z internetu |
Od mojego przyjazdu do Francji
zdążyłam się już przyzwyczaić do wielu rzeczy (m.in. buzi na powitanie z
mniej lub bardziej znanymi osobami, generalnie im częściej, tym lepiej,
olaboga), ale do jednej - jak na razie - nie zdołałam: czemu, ach
czemu, śniadanie musi być słodkie, obiad musi być o 12ej (kiedyś za
starych dobrych uczelnianych czasów jadłam jabłko lub kanapkę, żeby
zabić głód do obiadu w okolicach 16ej), a kolacja (czy raczej Kolacja, z
uwagi na objętość posiłku) ok. 19ej? No kto to widział? Czyli tak: pain
au chocolat z samego rana, które to rano następuję stosunkowo późno w
porównaniu z porankiem naszym ojczystym (koło 8ej w moim wypadku),
następnie, ledwo człowiek zgłodnieje, obiad, a potem.... długie, powolne
tortury, praca na pełnych obrotach wtedy, gdy człowiek najchętniej
uciąłby se drzemkę, i burrrrrczenie, i pełne napięcia odliczanie czasu
do 19ej, kiedy to wracam do domu, padnięta po całym dniu, i rzucam się
na talerz (a czego? myśleliście, że kanapek? nie! normalnego posiłku, z
mięchem, kartofelkiem, sosikiem!), pożeram... i trawię. i trawię, i idę
spać jeszcze potrawić, jak wąż mysz. Uchhh.
No i tyję.
Więc to nie moja wina, tylko francuskich zwyczajów żywieniowych, ot co.
Nawet
kiedyś próbowałam się zbuntować i spożywać wieczorem tylko zielone
koktajle, ale przestałam w momencie pojawienia się pierwszych myśli
samobójczych.
Żeby nie było, że narzeka tylko strona polska, to prawie otarłam się o dramatyczny rozpad mojego związku, gdy mój
wtedy jeszcze narzeczony zobaczył, jak jem rano kanapkę (!!!) z szynką
(!!!!). O rany, jaki był niesmak, jaki uraz psychiczny. Chyba kocha mnie
na tyle, żeby znieść moje kompulsywne zakupy i moje marchwiane łapy,
jak również fakt, że kiedyś w hotelu pomyliłam sejf z mikrofalówką, ale
szynka rano, no co to, to nie, na to to on się nie pisał.
A teraz kończę, bo jest 19:11, czyli: BĘDĘ JEŚĆ!
^^z internetu |