Niedawno skończyłam czytać „Parę w ruch”, nową książkę Terry’ego Pratchetta. Przy tej okazji pomyślałam, żeby napisać o nim kilka słów, jako że jest to mój ukochany pisarz EVER. Moja kolekcja jego książek wygląda tak:
Dokładnie 33 pozycje. A tyle jeszcze do zdobycia! |
Mam również kilka gadżetów, jak na przykład zakładka:
czy mapa krainy Lancre, z autografem Pratchetta (niewidocznym na zdjęciu :P ):
Na pewno wiele osób go zna i nie napiszę dla nich niczego
odkrywczego, ale może te osoby porównają swój punkt widzenia z moim, a resztę –
mam nadzieję – zachęcę do czytania :)
Nie będę pisać suchych faktów z jego życia, gdyż te – choć niezwykle
imponujące – łatwo znaleźć na wikipedii. Chciałam za to wyruszyć w
sentymentalną podróż (ale TGV, żeby nie było zbyt długo! ;D), która zaczęła się
w chatce babci Weatherwax, głównej bohaterki jednej z kilku pratchettowskich „serii”,
i głównej czarownicy w Lancre.
Babcia jest jedną z najbardziej niezwykłych postaci, jakie
spotkałam na kartach powieści. Jestem teraz w trakcie czytania książek prof.
Kępińskiego, guru polskiej psychiatrii, i natknęłam się na takie zdanie: Wydaje się, że istnieje jakaś naturalna moralność przyrody, której także człowiekowi naruszyć nie wolno. Babcia o tym wiedziała. Zawsze wiedziała, co należało zrobić, i właśnie to robiła.
Nie dlatego, że jej się chciało, albo że mogła, albo dla kogoś – nie, robiła
to, co należało. Jak można się domyślić, nie przysporzyło jej to w życiu
specjalnie dużo popularności czy sympatii – ale nigdy nie poświęcała temu
uwagi. Twierdziła wrecz, że woli, by ludzie ją szanowali, niż lubili – bo „jak
nie masz szacunku, to nic nie masz”. Dla kilkunastoletniej mnie, budującej
dopiero świadomie swój kręgosłup moralny i szukającej swojego miejsca w
życiu, kiedy bardzo potrzebowałam akceptacji grupy i sympatii rówieśników, a
jej nie dostawałam, było to jak plaster na kuper, parafrazując Fila z disneyowskiego
Herkulesa :) Postawa Babci i jej twarde zasady pozwoliły mi spojrzeć na siebie
inaczej, i nie przewrócić się przy najsilniejszych wiatrach. To wszystko,
okraszone typowym pratchettowym humorem, zestawieniem Babci z jej najlepszą
przyjaciółką, która była znana z tego, że w młodości nie należała do specjalnie
niedostępnych :), i rzuceniem tego duetu w wir zmieniającego się świata,
sprawiło, że czytałam te książki tysiąc razy, i wielbię je ponad wszystko.
A potem… pojawił się Samuel Vimes. I to sprawiło, że nawet
Babcia odeszła w zapomnienie ;) Vimes to główny bohater innej serii – tym razem
„o straży”. Książki Pratchetta należy czytać w określonej kolejności, i o ile w
przypadku serii o czarownicach nie jest to AŻ TAKIE ważne, bo Babcia jest osobą
w pełni ukształtowaną i jej zachowanie jest logiczne i naturalne dla znającego
ją czytelnika, to w książkach o Vimesie ma to znaczenie kluczowe. Vimes
bowiem dojrzewa wraz z każdą książką. Poczynając od kapitana Straży Miejskiej
(ta szumna nazwa określała aż 4ech niezbyt odważnych osobników), samotnego,
cynicznego alkoholika (dokładny opis z książki: Trudno określić jego wiek. Ale sądząc po cynizmie i zmęczeniu światem,
będących odpowiednikiem datowania węglem dla ludzkiej osobowości, miał jakieś
siedem tysięcy lat. „Straż, Straż”), poprzez Komendanta Straży Miejskiej, ojca
i męża, a na Jego Ekscelencji Diuku Ankh kończąc, przeszedł niezwykłą
przemianę, co sprawiło, że chyba nie ma drugiego takiego bohatera książkowego,
z którym byłabym tak zżyta (łącznie z Harrym Potterem! ;)). Historia Vimesa to
piękna opowieść o tym, że człowiek może się zmienić, jeśli chce, o tym, jak
ważni są dla nas inni ludzie, ale też o tym, jak wielki wpływ mamy na
swoje życie i wybory, i jak możemy wykuć samych siebie w skale, jeśli tylko
będziemy robić to, co słuszne, a nie to, co łatwe. Jest to też historia
mężczyzny, który nie potrafi zrozumieć, czym zasłużył na uczucie najlepszej
kobiety, jaką spotkał na swej drodze; historia bezwarunkowej, astronomicznej miłości
ojca o syna; a wreszcie historia starego cynika, którego wkurza głupota ludzi, i
którzy nieustannie rzuca hasła w stylu:
Vimes obrzucił swoich
ludzi zwykłym spojrzeniem pełnym rezygnacji i niesmaku.
- Mój oddział - wymamrotał.
- Wspaniali ludzie - pochwaliła lady Ramkin. - Weterani zaprawieni w bojach, co?
- Zaprawieni, owszem, często.
- Mój oddział - wymamrotał.
- Wspaniali ludzie - pochwaliła lady Ramkin. - Weterani zaprawieni w bojach, co?
- Zaprawieni, owszem, często.
znowu „Straż, straż” :)
Mogłabym pisać jeszcze bardzo
długo o innych seriach, bo wszystkie są wyjątkowe, a Pratchett jest tak płodnym
pisarzem, że w jego dziełach można po prostu utonąć. Dlatego skończę na tych
dwóch postaciach, bo jestem z nimi najbardziej zwązana, i mam nadzieję, że choć
trochę zachęciłam Was do sięgnięcia po jego dzieła. Chciałam za to napisać
jeszcze o innym sympatycznym aspekcie jego literatury – przez wiele lat głównym
ilustratorem okładek do wszystkich książek był Josh Kirby, a jego dzieła
wyglądały tak:
jak widać, nic nie widać. :) Radość
po kupieniu każdej kolejnej książki nie wynikała więc tylko z samej
przyjemności czytania, ale też z zabawy w „odszyfrowywanie” okładki i szukanie
bohaterów powieści. Potem na wielkim polskim forum Ulice Ankh-Morpork można
było wymieniać się spostrzeżeniami i chwalić się, kto kogo znalazł.:) W roku
2001 J.Kirby niestety umarł, a jego miejsce zajął inny rysownik, Paul Kidby, i
wniósł on do twórczości Pratchetta całkiem nową jakość. Dla porównania: Babcia
w wykonaniu Kirby’ego (u góry) i Kidby’ego (u dołu).
Kirby jest tak inny, że w
pierwszym momencie aż raził, i za każdym razem bardzo dotykał mnie brak tego
kolorowego miszmaszu na okładce – ale po pewnym czasie przyzwyczaiłam się do
tego, i teraz uważam, że te okładki są przepiękne. Mam wrażenie, że są takie
proste i czyste, każda linia znajduje się dokładnie tam, gdzie powinna, i po
zobaczeniu „Kidby’owej” wersji danej postaci już nigdy nie wyobrażam jej sobie
inaczej. Zabawne, że tych mężczyzn, których różni tylko jedna literka w
nazwisku, dzieli tak wiele, a obaj potrafili wnieść tyle samo radości w nasze
życia.
Uff, ale się rozpisałam! Żegnam Was Vimesem w wersji Kidby’ego:
Pozdrawiam!:)
0 komentarze:
Prześlij komentarz